sobota, 30 czerwca 2012

hell yeah

Nie będę miała możliwości, żeby pisać w najbliższym czasie, bo tablet nie doszedł. kocham zakupy przez internet.....
Wylatuję za parę godzin. Chciałam tylko powiedzieć, że ostatnie 2 dni były najgorszymi w moim życiu. Jestem spuchnięta od płaczu i w takim stanie muszę lecieć. hell yeah.
trzymajcie kciuki!

czwartek, 28 czerwca 2012

ostatki

W sobotę wylot, a ja jeszcze nie zaczęłam się pakować :D

Już nie panikuję, teraz już nie mogę się doczekać! Boję się tylko samotności w Liverpoolu, ale dam rade. mam nadzieję.

Dokupiłam dziś prezenty, wedlowskie praliny, ptasie mleczko, czekolady, żubrówkę, kolorowanki, zwierzaczkowe naklejki i pluszowe szczurki :) nie szaleję  z prezentami, bo poprzednia au pairka nic im nie kupiła więc pewnie i tak się niczego nie spodziewają :)

Przede mną jeszcze masa roboty i pożegań, trzeba jeszcze pojechać odebrać wyniki maturalne, juhu pewnie nie zdam, podobno co piąty uczeń nie zdał więc czemu nie mam być to ja... trudno mam to gdzieś.



puste torby.......
a cóż innego mogłam im kupić.....;)
i mała samojebka na koniec :)

piątek, 22 czerwca 2012

seven days

Mam atak paniki więc piszę.
Nie mam prezentów.
Aparat nie dojdzie.
Tablet nie dojdzie.
Zapomniałam angielskiego.
Zgubię się na lotnisku i w ogóle porwą mnie i zabiją, mhmmmm
7 dni do wyjazdu.
MATKOBOSKO

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Przygotowania

Za 25 dni wyjazd więc chyba powinnam na poważnie zacząć przygotowania.
Przypomina mi o tym dumnie stojąca nowozakupiona ogromna waliza. zdecydowałam się na tą zieloną. w sumie to jednak sprzedawca miał rację mówiąc, że jest jasnobrązowa. niemniej jest nawet ładna i DUUUŻA, serio nie spodziewałam się, że będzie tak wielka, wyglądam przy niej śmiesznie jakoże jestem dosyć drobną osóbką.

Kupiłam też aparat kompaktowy. Mam lustrzankę, ale potrzebuję czegoś małego, podręcznego co zawsze mogę mieć przy sobie. I znalazłam małe czarne coś, co niby robi dobre zdjęcia, filmiki hd, także zdjęć tutaj raczej nie zabraknie.

Przed wyjazdem muszę odwiedzić też fryzjera, jakoże nie byłam już dobrych kilka lat, a smętnie zwisające suche zżarte farbą końce krzyczą do mnie, że chyba powinnam. Zapewne wróce zapłakana i półłysa, ale trzeba kiedyś wkońcu pokonać fryzjerofobię...;)

Ah no i do weterynarza z moją mychą, którą zjada nowotwór i raczej nic nie da się już zrobić, bo już sędziwa z niej Pani Szczurzyca. Strasznie nie chcę zostawiać moich pyszczków, jestem z nimi strasznie zżyta, i zapewne jeszcze pożałuję tej decyzji. Ale zostawiam je pod dobrą opieką, koniec smutów :))

Ciężko będzie mi się przestawić na tryb pracy, bo moje wolne dni są baaardz leniwe, pozwalam sobie na totalny chill out, kładę się o 3, wstaję między 13 a 15, jem obiad na śniadanie, oglądam durne seriale, leżę w hamaku i czytam fajne ksiązki, piekę ciasta < o matko jak ja kocham piec <3 >, ogólnie to NIC nie muszę i dobrze mi z tym, ehhh :)

I tak w ogóle to wyczaiłam już na facebooku parę fajnych ciach z wyspy i mam zamiar ich poznac jak najszybciej! :D

P.S. Jak wstawić licznik dni na bloga?Jestem chyba ułomna tchnicznie ale nie moge sobie z tym poradzic...;)


Parę zdjęć spacerowych, WRÓĆ ŁADNA POGODO! :<