niedziela, 10 marca 2013

365 project

2 miesieczne przerwy na blogu zaczynaja byc juz tradycja...;)
chcac to zmienic, postanowilam wziac udzial w 365 project. Wydaje mi sie, ze ze zdjeciami bedzie latwiej i moze uda mi sie robic jedno dziennie :D
Jakoze nie dorobilam sie jeszcze nowego aparatu, zdjecia beda z telefonu wiec jakosc nie bedzie powalac.
enjoy.

 4.03
 Poniedzialek... Bardzo nie lubie. Ciezko wstaje sie po weekendzie, cala gora prania do zrobienia, pokoje wygladaja jak po wybuchu bomby, Karen (pani sprzatajaca) zadaje zbyt duzo pytan z rana i oczekuje entuzjastycznej odpowiedzi. Potem nalezy wyprowadzic psy i odebrac dziewczyny ze szkoly i byc z nimi do wieczora. Pomiedzy psami a szkola jest 4 godzinna przerwa podczas ktorej bardzo lubilam wrocic do lozka, przytloczona poniedzialkowa rzeczywistoscia. Przyjemnosc ta zostala mi jednak odebrana, a raczej odebralam ja sobie na wlasne zyczenie zgadzajac sie zajmowac sie 3 letnim Georgem, ktory jest megafajny, miecze, pilki, samochodziki, oh jee, ale jednak wolalabym byc w lozku.  Z poniedzialkowej przyczyny.
W ten poniedzialek dolozylam sobie jeszcze wiecej 'roboty' bo zaraz po powrocie hostow wybralam sie z Paulina na trening badmintona. Decyzja byla bardzo spontaniczna, sam trening bardzo ciekawy, humor poprawiony, znajomosci z emerytami  zawarte!

5.03
Wtorek jak wtorek. Prawie caly dzien wolny, prawie zawsze zmarnowany. Choc, jezeliby pomyslec, ze przyjechalam sie tu zrelaksowac to niezmarnowany. 'Prace' koncze o 9 i dalej sie lenie. Moglabym sie pouczyc... ;) Ale ja wole polezec, poczytac, pospacerowac, pozakupowac... W ten wtorek pospacerowalam po Ramsey z pudelkiem frytek w lapie. Na poczatku wydawalo mi sie, ze Ramsey to najbrzydsze miejsce na calej wyspie. Jednak z czasem, kiedy to odkrylam ciekawie spacerowo-rolkowo-rowerowe miejsca udalo mi sie polubic owe miasteczko. Pomimo, iz jest typowo portowe, smierdzi rybami i ma kilka sklepow na krzyz.



 6. 03
Sroda to kolejny dzien pracujacy, ale juz o wiele bardziej zjadliwy. 
Zadnych dodatkowych prac, a wieczorem trening siatkowki. Uwielbiam! Mimo, ze nie jestem mistrzem w tej dziedzinie, baaaardzo milo spedzam czas i wracam z masa pozytywnej energii. Fizycznie jestem jednak troche zmeczona, wiec w te srode jedyne na co mialam ochote to relaksujaca kapiel. ;)



 7.06
Czwartek podobnie jak wtorek, prawie caly wolny ;))
Karen znow zadaje duzo pytan z rana, jednak juz mnie nie irytuje. Lubie czwartkowe pogawedki przy prasowaniu. Ja nie prasuje oczywiscie, ja pije herbate.  
Pogoda byla okropna, wiec dzien przesiedziany w domu. Zdjecie wiec rownie malo ciekawe hahah




8. 03
Piatek, hurra hurra.  Zazwyczaj bardzo cieszy, ten jednak nie napawal mnie optymizmem. Rano trzeba wstac do szkoly, co normalnie nie jest problemem, bo lubie ten kurs, ale perspektywa calego pracujacego weekendu nie napawala mnie optymizmem, wiec nie bylo latwo. Jednak udalo mi sie pojawic w collegu, dzieki czemu udalo mi sie uniknac kary w bibliotece, dobre chociaz to. Hosci wyjechali na caly weekend do Londynu zostawiajac mi dzieci. Wiec ze szkoly jechalam prosto do kolejnej szkoly odebrac bachorki. Postanowilysmy zrobic sobie superduper piateczek, po drodze wstapilysmy do supermarketu kupilysmy mnostwo niezdrowych, slodkich pysznosci i spedzilysmy milo czas na robieniu roznych glupot. Potem nawet pozwolilam spac im u siebie w lozku, jestem calkiem mila au-pair czasem ;))
Zdjecie z kursu, jak widac, bez wody nie zyjemy.


9. 08
Dzieciaki zostaly przechwycone przez znajomych na caly dzien, wiec bylo calkiem milo. Wybralam sie na ashtange yoge co sprawilo, ze czuje swoje miesnie do dzisiaj, co nie zmienia faktu, ze bardzo mi sie podobalo i na pewno tam wroce ;)) Wieczoru jednak nie mialam wolnego, musialam babysittingowac u znajomych hostow z moja mldosza i jej dwiema kolezankami. Bylo calkiem milo, oprocz tego, ze poklocily sie o wlaczana lampke, polaly sie lzy, a ja musialam kombinowac jak to rozwiazac. Ale ja juz cala trojka slodko spala, mnie pochlonal jakze wspanialy serial True Blood, przy ktorym siedzialam az do 1 w nocy.


10. 03

Rano musialam odebrac dzieci od znajomych i siedziec z nimi az do wieczora. Pogoda nie zachecala do spacerow, wyglada jakby zima chciala wrocic. Po dwoch tygodniach wiosny ciezko patrzy sie za okno...
Ale, poniewaz dzis angielski dzien matki, wszystko krecilo sie wokol przygotowywania prezentow. Pieczenie muffinek, lepienie serduszek z masy solnej, robienie kartek, rysowanie obrazkow. Jakos ten dzien zlecial.... Weekend nie nalezal do najprzyjemniejszych, a ja czuje sie bardzo niewyspana....


5 komentarzy:

  1. Fajnie wiedzieć co u Ciebie! :D Czekam na więcej takich postów :)
    I świetna czapka! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. 365 project uruchamiam wraz z przybyciem na pokład samolotu na trasie WAW-NY :D a Ty kiedy planujesz lecieć do USA?

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wierzę! Notka u Ciebie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. strasznie tu u Ciebie pozytywnie. zostane na dłużej ; ) szkoda tylko, że nie ostatni wpis jest marcowy. prowadzisz bloga dalej ? ; )
    zapraszam do mnie:
    http://esticii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń